czwartek, 23 maja 2013

warszawsko

W weekend była Warszawka. Spakowałam do plecaka maupy i ruszyłam do stolicy. Na dworcu przejął mnie Dominik - dzięki Ci za to - bo Towarzyska Małgorzata się próbowała. Pospacerowaliśmy trochę, pogadaliśmy, powspominaliśmy dobre czasy i miłe chwile... i zasiedliśmy na piwku w Kurze w budowie. Jak na prawdziwą grzędziarę przystalo - Kura to idealne miejsce. I tak oto zaczął się luz, blues i szaszłyki w Warszawie. Czekałam na ten wyjazd jak glupia - trzeba mi było takiego resetu w towarzystwie sprawdzonym i.... takim moim. Z Gochą nas wiele dzieli - np. odległość :), ale i sporo mamy wątków wspólnych - np. znajomych :) Gocha to taki typ baby, która bezczelnie wdarła się w moje życie i się w nim panoszy :) I choćbym wywalała ją drzwiami, to i tak okna znajdzie - jeszcze do tego adres zna - oby tylko mailowy :P hyhyhy Nie działamy na siebie alergicznie - na szczęście - aczkolwiek od mojego wyjazdu się nie odezwała... hmm.... :):):) I śmiem twierdzić, że dobra to przyjaźń - taka zdrowa, nie naburmuszona, życzliwa i szczera :):) Małgorzata na ten przykład wie, że jej nienawidzę i wie dlaczego... a z drugiej strony patrzę na jej sukcesy bez zawiści i jestem z niej dumna :)  Ot, taki stosunek ambiwalentny - ha ! Nawet początek naszej znajomości jest dziwny, bo zaczęłam ją lubić od nielubienia :)
I właśnie u boku Gochy spędziłam zacne chwile w Wawie. Nic nierobienie, niczym nieprzejmowanie się - to było nasze motto. Beztroska. Zaliczyłyśmy kilka spacerów, Noc Muzeów i grill w czasie ulewy i burzy - bez deszczu i piorunów, bez szaszłyków zresztą też :) Bo tylko my potrafimy spakować wszystko na grilla, pojechać do parku, rozpalić grilla i zapomnieć mięsa :) Nie będę zrzucać winy na Gochę, bo przecież ponoć też mam mózg i nawet czasem on działa :)
Podsumowując: fajnie było, nie obyło się bez offa,  możecie zazdrościć :):):)
Dominik - milczenia Ci nie wybaczam...
Chcę jeszcze !