wtorek, 3 grudnia 2013

kiedy do Wrocławia ludzie się zjeżdżają...

Na taki weekend jaki spędziłam tydzień temu czekałam już od dawna. Odkąd człowiek wpadł w wir pracy, skończyły się sielskie czasy i nie ma często sposobności i siły, by spędzać chwile tak jak się chce... to tym bardziej docenia się to, co miało się na wyciągnięcie ręki przez kilka pięknych lat. Weekend o którym piszę obfitował w spotkania z dawno niewidzianymi osobami, ale i koncertami na które czekało się długo i zniecierpliwieniem. Wtedy właśnie do Wrocławia zjechały Hania i Iwona. Na spotkanie z Hanią czekałam sto lat (tak to czuję) i przebierałam nogami na tę chwilę już od chyba maja - odkąd kupiłyśmy bilety na Glena Hansarda. Wiedziałam, że skoro taki ruch został wykonany to chyba musiałby się świat zawalić, żeby Hanka tu nie przyjechała.

I właśnie od koncertu Glena się zaczęło, który wart jest chyba każdych pieniędzy :) I Glen Hansard i koncert - hyhy :) 4 godziny (z supportem) naprawdę dobrej muzyki, pasji, zabawy, żartu i radości z tego co się robi. 12 osób na scenie - sekcja dęta i smyczkowa - do których mam słabość - i cała reszta. Szczerze polecam !! 

A w piątek wybrałyśmy się na koncert naszych znajomych - Do Góry Dnem. Od czasów, kiedy Bieszczadzkie Anioły odleciały widziałam się z nimi może ze 3 razy, więc to spotkanie dla mnie było bardzo sentymentalne. Koncert bardzo kameralny, w klubie Konspira - taki spokojny ale całkiem zabawny, wśród widowni znalazły się jakieś stare znajome chłopaków, którym poczucia humoru nie brakowało. Doprowadziły mnie do łez w którymś momencie - ze śmiechu oczywiście. 
Sobota minęła nam głównie na pogawędkach. Wybraliśmy się w kilka osób na obiad i spacer po Jarmarku Bożonarodzeniowym - pięknym, cudownym, wrocławskim :):) hehehe Sałatka chłopska w Złotym Psie mnie prawie zabiła - wielkością. A chciałam tak subtelnie... zieleniną się najeść... i o... jadłam najdłużej. Ale przyjemność z tego jedzenia była wielka :)
I sobota zleciała... trzeba było się pożegnać, bo przecież następnego dnia jedni do Gdańska, inni do Szczecina... a ja zostałam tu. I tak to się kręci od lat... że widzimy się, spotkania są bardzo serdeczne, a później każdy w swoją stronę rusza. I do następnego...
A w niedzielę wybrałam się z Iwoną (tutejszą) na koncert IRY :] Powtórka z lipca, ale tym razem w Eterze. Dobrze, że był support - średni - bo mogłam pójść do auta po telefon, który niechcący zostawiłam. A Ira dobrze gra, więc dobrze się jej słucha.