środa, 16 lipca 2014

tamten smak

Pierwsze kroki w moim ogrodzie skierowałam dziś do mini szklarni w  której rosną głównie pomidory. Tradycyjnie wypatrzyłam jakiegoś na krzaku i zjadłam ze smakiem. W duchu się uśmiechnęłam, bo czynność ta przypomniała mi moje dzieciństwo i wakacje spędzane u dziadków w Nowym Sączu. Moja babunia Misia i dziadziu Gieniu chyba całe życie - a już na pewno moje - uprawiali sobie małą działeczkę w mieście. A właściwie dwie działki. Działka na dole i na górze. Tę na górze mało kto chyba lubił. Była dalej, bez altanki.... i jakaś taka...  :] Pamiętam, że jeździłam na tę działkę w wózku takim ogrodowym. Dziadek, brat lub kto inny z rodziny odpalał wózek, a ja się do niego ładowałam. Im byłam starsza, tym pojazd się zmieniał. Później była era wielkiego roweru dziadka... no i na piechotkę :) A tak naprawdę było to rzut beretem od domu. Ale wiadomo... skoro to miejsce jest dalej, to się od razu iść nie chciało:)
Najlepsza jednak działka była ta na dole, po drugiej stronie ulicy. Miała ona altankę, 2 szklarenki, a nawet swego czasu ze dwa ule i pszczoły. I właśnie tam rodzinka zawsze się schodziła, aby pojeść ogródkowych łakoci. I to właśnie tam rozpoczęłam swój rytuał jedzenia pomidorów prosto z krzaka. Moja babcia ma całą masę anegdot o moim wcinaniu pomidorów, kursowaniu między krzakami...  i innych takich różnych. Jak to babcia...  pamięta chyba najwięcej...!!!! Po różnych czynnościach, które zazwyczaj robi się w ogrodzie - wszyscy obecni zasiadali przy stole. Stół wraz z fotelami był pomysłem mojego dziadka "złota rączka"!! Stół jak stół... ale fotele były wykupione za grosze z PKP, kiedy coś likwidowali itp. Dziadek pracował na kolei, więc miał dojścia do takich rarytasów. Fotele wyglądały niczym lotnicze, a nie kolejowe. I właśnie obok altanki tak zasiadaliśmy.... z pomidorami, ogórkami, borówkami, papierówkami, marchewką, słonecznikiem i in..... i zajadaliśmy się tym do upadłego! Czasem zdarzały się bardziej zaplanowane spotkania czyli grillowanie z całą rodziną :) I właśnie na jednym z takich spotkań kuzynka Asia zaraziła mnie graniem na gitarze. Miałam wtedy z 13 lat.... i nie zapomnę piosenek, które wtedy śpiewała, a które ja później przechwyciłam i grałam jako jedne z pierwszych. I to granie i śpiewanie mi wychodzi (bądź nie) do dziś ! :)   Starszyzna sobie gawędziła wieczorami w ogrodzie... a ja z kuzynostwem lataliśmy po okolicy, zakradaliśmy się na poligon, albo siedzieliśmy w altance wymyślając co tu zbroić.W altance dziadkowie też mieli skarby... np. laurki, które od nas dostawali... chyba wszystkie !!! Uwielbiałam je od czasu do czasu przeglądać...  i łza mi się w oku kręciła, kiedy znalazłam którąś ze swoich twórczości sprzed kilku lat...  Ciekawa jestem czy babcia to trzyma do dziś. Zapytam. W altance też nie raz i nie dwa spaliśmy. I chyba właśnie to sprawiło, że nigdy nie miałam problemu z noclegiem w różnych miejscach. Księżniczką na ziarnku grochu nigdy nie byłam. I im dziwniejsze miejsce spania, tym było więcej radochy.
A tu u siebie... ogród jest, pomidory są, altanka jest... ale nigdy chyba nie było tej magii jaką pamiętam z wakacji spędzanych u dziadków. Tutaj ta niezwykłość poszła w zupełnie innym kierunku - również dobrym :):):)

piątek, 11 lipca 2014

Bieszczadzkie Spotkania ze Sztuką "Rozsypaniec"

A na wakacje zapraszam w Bieszczady !! Zwłaszcza w sierpniu... na nasz festiwal ROZSYPANIEC :)
W dniach 13-17 sierpnia spotykamy się w Cisnej! Miło nam będzie, kiedy i Ty się tam zjawisz i będziesz z nami świętować !! :) Na scenie nie zabraknie naszych przyjaciół, których uwielbiamy miłością najpierwszą - czyli poety Adama Ziemianina, zespołu U studni i Do Góry Dnem. Po raz pierwszy na naszym Festiwalu zagrają także: Hoverla, Dominika Żukowska i Andrzej Korycki, Adam Strug i inni :)
Bieszczady mają niepowtarzalny klimat i ludzi.... a kiedy to okraszone jest dobrą muzyką, słowem, rzemiosłem artystycznym itp. to czuje się człowiek jak w raju :) Szczerze polecam i zapraszam !!
Więcej informacji na stronie: www.mojebieszczady.org








czwartek, 10 lipca 2014

zapomniałam

Zapomniałam, że mam bloga. Autentycznie. A wiele razy siedząc przed komputerem miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam... że gdzieś jeszcze bywałam... :] I przypomniało mi się dopiero teraz ! Hura !
Tak czy siak przez ten czas nic większego się nie wydarzyło. Za mąż nie wyszłam, choć byłam na dwóch weselach. Welonu nie złapałam, ale wygrałam w konkursie na trzęsienie tyłka. Dyplom dostałam oraz płytę zespołu przygrywającego na weselu - uwaga... zespół Armagedon !  Nazwa zespołu o dziwo nie ma nic wspólnego z końcem świata...  w porównaniu do zespołu z wesela następnego :D
Z takich lekkich tematów jeszcze, to wybrałam się do kina na francusko-brytyjską komedię "Riwiera dla dwojga". Tak wiem... tytuł odstrasza... przynajmniej mnie. Poszłam nie do końca wiedząc na co... wiedziałam tylko tyle, że gra tam Pierce Brosnan i Emma Thompson...  no i przyznam, że nie żałuję... komedia to ogólnie nie mój gatunek filmowy... ale jednak żart brytyjski ma to COŚ :) Komedia z dużym przymrużeniem oka, ale kilka razy szczerze zarechotałam! A po kinie... tradycyjne miejsce odwiedzin z Ewą - Kuźnia - pod wiaduktem:) Te wiadukty we Wrocławiu to świetna sprawa.... i knajpki: Bałagan, Pociąg, Alive itd....  w których bywało się nie raz :]
Teraz jeszcze muszę umówić się z kimś w rynku... w ogródku.... i koniecznie trzeba będzie trzasnąć kółeczko w rynku... :) Tradycja ! Kto chętny ?? :):)