czwartek, 27 lutego 2014

Omen, rybki i nowe znajomości

Najgorsze jest to, że mam pomysły by coś tutaj pisać, a przychodzi co do czego i nie wiem co - zapominam albo stwierdzam, że eee nie.  I kończy się na opowiastkach muzycznych, bo akurat w sercu mi grają. Tym razem o muzyce nie będzie, choć byłam na koncercie Czarnego Nosala, a kilka dni później na U studni, ale nie o tym tym razem. Byłam w Warszawie. Zaszalałam... :) Choć w sumie zaszalała Towarzyska Małgorzata, że mnie zaprosiła.. i to drugi raz :) Jednak takie spotkania zupełnie bezinteresowne są najpiękniejsze w znajomości. Tym razem - dla odmiany - znów nic nie robiłyśmy :) Lubię tak z Gośką nic nie robić. Obie miałyśmy grzędę przed oczami, bo to jak wypisz-wymaluj sytuacja z Bieszczad. Zrobiłyśmy sobie nocne seanse filmowe. Obejrzałyśmy klasykę horroru czyli Omena. Zahaczyłyśmy o Obecność.... pokusiłyśmy się nawet o film z jakąś większą za-wartością czyli... i tutaj uwaga... jestem mistrzem w formułowaniu tego tytułu na 100 sposobów... np. Choć nas dogoni czas...  Choć... (bo dalej nie pamiętam)... itp. A oskarowy tytuł jaki mój mózg wygenerował to: Choć dokończymy to razem :):) I tutaj Małgorzata walnęła takim śmiechem, że cały Żoliborz słyszał !! A film nosi tytuł: Choć goni nas czas ! Wreszcie zapamiętałam !! Chciałyśmy też obejrzeć "Rybkę zwaną Wandą" i faktycznie na rybce się skończyło, bo film się zawiesił.  Nasze ambitne weekendowe plany sięgały nawet koncertu Grażyny Łobaszewskiej na który oczywiście nie dotarłyśmy. Ale za to spotkałyśmy się ze znajomymi, z którymi notabene na dobrą sprawę mogłabym się widzieć we Wrocławiu, ba ! a z jedną z tych osób nawet u siebie na wsi... wszak jesteśmy "sąsiadkami" :] Ale nie ma to jak w stolicy, na Krakowskim Przedmieściu przejść ze stopy oficjalnej na stopę koleżeńską :) Jak już się zakolegować to tylko w Warszawie :):) Lub w drodze powrotnej do domu... urządzając sobie różne takie pogaduchy.