piątek, 18 stycznia 2013

31/1

Nigdy nie przywiązywałam większej uwagi do Sylwestra - tak celebrowanego przez niektórych. Bliższe mi zawsze były imprezy w domu czy w knajpie, niż jakieś szykowne bale i posiadówy za eleganckim stołem z jeszcze bardziej eleganckimi ludźmi. Nie staję na głowie by ten wieczór był jakoś mocno wyjątkowy, zwłaszcza że czasem w ciągu roku zdarzały się po stokroć lepsze imprezy, które wryły się mocno w pamięć i chciałoby się je powtarzać. To, co zdarzy się w ostatnim dniu roku zostawiam często przypadkowi i spontanicznym decyzjom. Po części w taki oto sposób trafiłam na mojego Sylwestra życia w 2002 roku, który to zapoczątkował cały szereg zmian i przyniósł mi masę różnych przeżyć na kolejne długie lata... do dziś. Wtedy to pojechałam na 4 dniowy spęd ludzi kompletnie mi nieznanych, w miejsce również obce - Grotniki koło Łodzi. Lekkie szaleństwo nastolatki, która teraz już jako osoba dorosła uważa to za najlepszą decyzję w jej życiu. I to właśnie od Grotnik zaczęła się moja przygoda m.in. z Bieszczadami, Aniołami, Rozsypańcem i ... grzędą :):) Dzięki tym zdarzeniom poznałam fantastycznych ludzi, których kocham miłością najpierwszą !:) Między innymi tych u których spędzałam ostatnie Sylwestra. Tym razem Poznań i zupełnie inny rodzaj imprezy niż w Grotnikach. Spotkanie kameralne, atmosfera rodzinna, gry planszowe lub głupawkowe, puzzle, niezapomniany i rozczarowujący Avatar w kinie itp. :) To jest specyficzna impreza, która jest u mnie zarezerwowana tylko dla ekipy Rzaby i Meka :):) Mają oni na nią wyłączność :) hehehe
Przypomniało mi się właśnie, że kiedyś zdarzyło mi się popełnić też koniec roku gdzieś między Namysłowem a Opolem w stadninie koni ! Tak, zaliczam to do dziwnych imprez :):) Ale to już zupełnie z innymi ludźmi. 
W roku 2012 natomiast osiadłam w domu i miałam u swego boku Gośkę, więc Sylwester nie był z Dwójką tylko we dwie :):) Uwielbiam, kiedy pewne chwile nie mijają szybko, tylko trwają trochę dłużej - wtedy jest szansa tym wszystkim się bardziej nacieszyć. Gocha dała mi tę radochę, bo została u mnie 2 dni. Dlatego zdążyłyśmy  trochę się pośmiać, ponudzić, pogadać, pograć w marchewki, skoczyć na lody z Sabiną i mieć siebie dość :P Ale przegadać całą noc ( bo przecież wtedy są najlepsze tematy do rozmów) i pójść do pracy nie przesypiając minuty (ja) - uważam za bezcenne....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz